Odlot!

Jest 14:01, 02.08.2013, Lotnisko im. F Chopina w Warszawie. Ziemia obraca się wokół własnej osi ze stałą prędkością, przypadkowa mucha usiadłszy na plecaku jednego z członków naszej wyprawy poznała swoje przeznaczenie, a my do końca nie wiedząc, co nas czeka w dalekim kraju na K, radośnie pozujemy do zdjęcia.
Po przyjemnej podróży samolotem tureckich linii lotniczych (z przesiadką w Stambule) nad ranem  czasu kirgiskiego docieramy do portu lotniczego Manas tuż przy Bishkeku (stolicy). Tu czekają już na nas dwa samochody, które zawiozą nas do punktu nr 1 naszej wyprawy - Jalal-Abadu. Poznajemy też tutejszych Jezuitów, ojca Remigiusza – opiekuna ośrodka nad Issyk-Kulem lub w skrócie tutejszego szefa wszystkich szefówJ oraz ojca Adama - człowieka wielu talentów, przede wszystkich znanego jednak z zamiłowania do gór, gwiazd(nie tych z telewizji), gotowania i pomidorów. Nasza podróż zostaje przerwana dość nieoczekiwanie po przejechaniu mniej więcej 50 m przez patrol milicji. Radar najnowszej generacji , łudząco przypominający statyw do aparatu wskazuje, iż przekroczyliśmy prędkość. Nie ma siły -  trzeba płacić… Nikogo z tutejszych ta scena nie zdziwiła.

W drodze do Jalal-Abadu, czyli dwunastogodzinna przejażdżka, pełna przygód i dziur

W trakcie dwunastogodzinnej podróży krętymi i wcale niewyboistymi (rzecz jasna :-)) drogami Kirgistanu czekało na nas wiele atrakcji, w tym smażona rybka, zupełnie niespodziewana kąpiel w rajskim jeziorze oraz wiele skoków ciśnienia wywołanych zawsze przewidywalnymi i bezpiecznymi zachowaniami kirgiskich uczestników ruchu drogowego. No cóż  - do pewnych zachowań zwyczajnie trzeba się przyzwyczaić.
Oto jedna z przydrożnych 'restauracji', w której zjedliśmy...
... przepyszne smażone ryby!

Nigdy nie zapomnimy tej spontanicznej kąpieli w "rajskim jeziorze". Widoki były nie do opisania, a całe zmęczenie po nieprzespanej nocy - wyparowało!

W tym miejscu warto jest zaznaczyć, iż arbuzy i melony w Kirgistanie smakują jak nigdzie indziej!

Owoce sprzedawane są często w przydrożnych szopach. Wnikliwy obserwator dostrzeże na poniższym zdjęciu, iż szopy te posiadają szereg funkcjonalności: można w nich spać, zarabiać na życie, grać w karty, świecą się one w nocy(żarówka w lewym górnym roku) a poza tym, co najłatwiej zauważyć  - przyciągają zagraniczne wolontariuszki! :)
Wieczorem 03.08.2013 docieramy do Jalalabdzkiej siedziby Jezuitów.

Jalal-Abad, это мой город!

Szybko się tu zadomowiliśmy - na pierwszym zdjęciu nasza ukochana kuchnia, w której spędziliśmy wiele miłych, wspólnych wieczorów. A powyżej - ojciec Remi i jeden z parafian podczas codziennego "arbuz time" - spotkania przy arbuzie:)
Jalal-Abad leży na południu Kirgistanu. Nie trzeba patrzeć na mapę, aby się o tym przekonać - wystarczy wyjść z domu i wita nas radosne 35-40 stopni Celcjusza. Nas z samego rana powitały radosne okrzyki dzieci, które przychodzą do malutkiej parafii katolickiej na cotygodniową katechezę. Spędziliśmy z nimi poranek – były zajęcia plastyczne, ale też latanie w powietrzu – cała ta magia dzięki linie i uprzężyJ
Kirgistan to taki kraj, w którym klasa rządząca troszczy się niestety tylko o siebie, najbardziej cierpią na tym zwykli ludzie. Braki w dostawach wody czy prądu są tu codziennością. Można  docenić to, co mamy w Polsce, a z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy.

Ale wracając do relacji. Rano jedziemy do miasta Osz (drugie co do wielkości miasto w Kirgistanie). Wdrapujemy się dzielnie na górę Salomona - święte miejsce muzułmanów, które odwiedza ogromna liczba ludzi. Później udajemy się do katolickiej katedry - wiele o niej słyszeliśmy od ojców. Mówili, że nas zaskoczy - i mieli rację. Nasze wyobrażenia na temat katedry nieco odbiegały od rzeczywistości. :)

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Kościoła Katolickiego w Kirgistanie, odsyłamy do ciekawego artykułu na ten temat: http://www.kyrgyzstan.pl/artykuly/popularno-naukowe/96-kociol-katolicki-w-kirgizji-historia.html

Tego dnia odwiedzamy też bazar w Jalal-Abadzie, a to już jest historia na oddzielną książkę. Można w nim nabyć w przystępnej cenie całą paletę rozmaitości, lecz nie da się ukryć pachnie ona chińszczyzną (w końcu do Chin niedaleko). Smutnym doświadczeniem jest natomiast fakt, że cena skacze dwa razy, gdy nabywcą jest osoba nietutejsza. Mimo wszystko przy odrobinie szczęścia można stać się posiadaczem „markowego” Rolexa za 13 zł!

Ekstremalna wyprawa w piękne góry Pamiru

05.08.2013 - 07.08.2013

Te dni spędziliśmy w górach (Pamir) razem z ojcem Adamem. Był to piękny czas. Spaliśmy w namiotach, kąpaliśmy się w strumieniu, wieczorem ojciec Adam pokazywał nam miliony gwiazd oraz drogę mleczną widoczną w tamtych ciemnościach jak na dłoni. Jednocześnie była to ciężka próba. W Pamirze nie ma wytyczonych szlaków, nie ma schronisk, raczej idzie się pod górę, nie ma też waty cukrowej po drodze. Szczególne ciężkie było doświadczenie pragnienia:  wszyscy przekonaliśmy się o tym, jak straszny jest brak wody na wysokości 3200 m n.p.m., gdzie nocowaliśmy bez dostępu do jakiegokolwiek zbiornika wodnego. Jeden z wolontariuszy opisywał pragnienie, które towarzyszyło podczas wyprawy po wodę do „nieodległego” wodospadu w sposób następujący: „zaschło mi nie tylko w gardle, ale i przełyku”. Tego z pewnością nigdy nie zapomnimy. Wyprawę zwieńczyliśmy zdobyciem przełęczy 3750 m n.p.m. Tam już była woda, a nawet śnieg!

Nasze przepiękne miejsce na nocleg - niestety bez dostępu do wody
Nawet w takich warunkach można ugotować przepyszne dania!
Grupa, która zdecydowała się zdobyć przełęcz po ciężkiej, momentami niebezpiecznej wspinaczce!

Inspirująca rodzina i prawdziwa lekcja życia

Nie pamiętam, co tego dnia wydarzyło się rano, za to bardzo dobrze pamiętam wieczór. Otóż odwiedziliśmy rodzinę, której dom spłonął w ubiegłym roku. Wolontariusze pomogli odbudować im to, co z niego zostało. Wielkie wrażenie wywarli na nas jego mieszkańcy. Zobaczyliśmy, jak matka z trójką małych dzieci (wiek odpowiednio 2, 7 i 12 lat) bez dostępu do bieżącej wody (codziennie musi nosić ją pod górę 150m) może zachować ogromny optymizm i pogodę ducha. Mówiła: „No nie mamy wody, ale za to popatrzcie jaki mamy przepiękny widok z tej góry, pewnie lepszy niż w Paryżu!”. Jej dwunastoletnia córka pojechała potem z nami na obóz nad Issyk-Kul i byliśmy pod wrażeniem jak grzeczne, uczynne i dobrze wychowane może być niespełna 12 letnie dziecko. Spotkanie z Ajgul i jej dziećmi było dla nas prawdziwie inspirujące. Na długo zapamiętamy jej pogodę ducha i radość, jaką czerpała z życia, mimo wielu przeszkód.

08.08.2013

Część z nas udała się tego dnia razem z ojcem Remigiuszem do pobliskiego domu starców i niepełnosprawnych. Było to niesamowite doświadczenie. Można było odczuć wielką radość, z jaką ci ludzie, często nie będący w stanie samodzielnie się poruszać, przykuci do łóżek, przyjmowali nas w swoich pokojach. Każdy z nich miał do opowiedzenia mnóstwo ciekawych historii ze swojego życia. Pozostali przygotowali się do czekającej 17-godzinnej podróży nad Issyk-kul. Ale o tym i pobycie nad Issyk-Kulem już w następnym odcinkuJ Zapewniamy, że przed Wami jeszcze mnóstwo przygód! :>

Zbigniew.
9/22/2014 08:40:09 pm

Ciekawie czytalem ten reportaz.Bylem malym chlopcem gdy mieszkalismy w Karakule(trzydziesci pare kilometrow na polnoc od Jalal Abadu).Rok 1942,Ojciec w Polskim Wojsku.My pod opieka Matki.Piechota,na przelaj dotarlismy sie do Polskiego Wojska w Blagowieszczance.
Serdecznie pozdrawiam.

Odpowiedz



Odpowiedz